Penny Lane Posted June 26, 2009 Posted June 26, 2009 Czy podczas waszego pobytu zagranicą zdarzyło się coś, co wprawiło Was w zdumienie? Może były to różnice kulturowe, a może zwykłe przeciwieństwa między Polską a innym państwem? (:szukałam podobnego tematu, lecz nie natrafiłam na takowy, mam nadzieję, że odpowiedni dział, jeśli nie bardzo proszę o przeniesienie. (: Link to comment
jumisiek. Posted June 26, 2009 Posted June 26, 2009 Od 4 lat każde wolne od szkoły spędzam w Irlandii i zawsze imponowało mnie to jakie są tutaj relacje między ludźmi. Nie ma rasizmu, szufladkowania. Każdemu mówi się 'hello', każdy się uśmiecha. Jest całkiem inaczej niż w Polsce. Tu każdy każdego zna, wpada na kawę, ciasteczka, robi domówki. Ludzie są mega życzliwi. Link to comment
Wyrafinowana Posted June 26, 2009 Posted June 26, 2009 irlandia:wracalismy z "moherowych klifow" i plan byl taki, by dojechac na okreslona godzine do jednego miasteczka, by potem ostanim autobusem zdazyc do galway.niestety autobus poworotny z klifow przyjechal godzine pozniej niz bylo w planie, zatem przez cala droge zastanawialismy sie czy damy rade z przesiadka czy bedziemy szukac noclegu w tej "dziurze" do ktorej zmierzamy. niestety mielismy takie "szczescie", ze bedac juz 300m przed dworcem zobaczylismy uciekajacy nam upragniony autobus...ale poszlismy sie spytac na dworzec co mozemy teraz zrobic, moze nam jakies b&b poleca, a koles(wprowadzajac nas w oslupienie) zalatwil nam kolejny autobus do galway i odjechalismy 3 min pozniej Link to comment
Penny Lane Posted June 26, 2009 Author Posted June 26, 2009 Rrzypomniałam sobie fajne zdarzenie z Włoch.Piza. Razem ze znajomymi poszliśmy do restauracji. Zjadłam swoją część pizzy i poleciałam robić zdjęcia sławnej wieży. Stoję, cykam zdjęcia, bawię się z perspektywami. W pewnym momencie podchodzi do mnie Murzyn. Patrzy się na mnie, patrzy i patrzy, aż wreszcie mówi:- Special price only for you! - formułka wygłaszana do wszystkich turystów, po której następuje pokazanie torby z ogromną ilością portfeli / zegarków. - No, thanks. I have a wallet. Chwila ciszy...- Hmm, are you from Poland?- Yes, I am from Poland.- Poland?- Poland.- Poland?- Poland.- Polonia?- Polonia.15 sekund przerwy...- Kocham cieee!Wpadłam w śmiech. Powiedziałam mu, iż mówi pięknie po polsku - facet także miał z siebie ubaw, uścisnął moją rękę, życzył miłego pobytu we Włoszech i wrócił do pracy. Link to comment
Pieceofeternity Posted June 26, 2009 Posted June 26, 2009 Koleżanka w Anglii zamiast "My eyes are tired" powiedział "My ass are tired". Miejscowi się popłakali ze śmiechu xD Link to comment
Ocelot Posted June 27, 2009 Posted June 27, 2009 Jadę sobię z ojcem autobusem po Londynie. Zajmujemy sobie miejsca, przed nami dwóch polaczków po 25 lat około. Do pojazdu wchodzi monstrualna wręcz kobieta. Jeden do drugiego mówi- Ej, patrz, ale ta murzynka jest gruba! - Na co ona się odwraca i do niego - A chcesz w mordę? -Do dziś pamiętam jak mnie płuca ze śmiechu bolały. Link to comment
Penny Lane Posted June 27, 2009 Author Posted June 27, 2009 Będąc w Madrycie, mnie i moich znajomych bardzo rozśmieszał fakt, jak ludzie reagowali na imię naszej koleżanki, Oli.Wytłumaczę: dla Polaków "Ola" to skrót od Aleksandry. Natomiast dla Hiszpanów (generalnie osób z krajów hiszpańskojęzycznych) "hola" (czyt. ola) oznacza po prostu powitanie, czyli nasze "cześć".Było wiele sytuacji, gdzie ludzie nie wierzyli, że tak można mieć na imię. Zdarzało się także, że wielokrotnie prosili ją o powtórzenie imienia- "bo chyba niedosłyszeli". Lecz najbardziej rozbawiła nas jedna sytuacja:Ktoś: ¿cómo te llamas? (jak się nazywasz?)Ola: Ola.Ktoś: Hola... ¿pero cómo te llamas? (cześć... ale jak się nazywasz?)Nie wiem, czy osoby nieznające hiszpańskiego załapały ten żart do końca. ; ) Link to comment
Oleandra Posted June 27, 2009 Posted June 27, 2009 Będąc w Madrycie, mnie i moich znajomych bardzo rozśmieszał fakt, jak ludzie reagowali na imię naszej koleżanki, Oli.Wytłumaczę: dla Polaków "Ola" to skrót od Aleksandry. Natomiast dla Hiszpanów (generalnie osób z krajów hiszpańskojęzycznych) "hola" (czyt. ola) oznacza po prostu powitanie, czyli nasze "cześć".Było wiele sytuacji, gdzie ludzie nie wierzyli, że tak można mieć na imię. Zdarzało się także, że wielokrotnie prosili ją o powtórzenie imienia- "bo chyba niedosłyszeli". Lecz najbardziej rozbawiła nas jedna sytuacja:Ktoś: ¿cómo te llamas? (jak się nazywasz?)Ola: Ola.Ktoś: Hola... ¿pero cómo te llamas? (cześć... ale jak się nazywasz?)Nie wiem, czy osoby nieznające hiszpańskiego załapały ten żart do końca. ; )oj załapałam, zwłaszcza że właśnie tak mam na imię i będąc w Hiszpanii ciągle się z tym zmagałam. Mało tego, na początku sama nie mogłam się przyzwyczaić i ilekroć ktoś się witał, odwracałam głowę i pytałam "co?".Tunezja, 3 lata temu... kupując pamiętaki targuję się z niebywale upartym młodym facetem i sama też nie ustępuję, w końcu rezygnuję i mam zamiar iść dalej, ale słyszę pytanie:- Where are you from?- From Poland.- (chwila na zastanowienie) Link to comment
Incomprehensible Posted June 27, 2009 Posted June 27, 2009 Hmm, kiedyś w Chorwacji czy w Bośni (nie pamiętam) na straganie kupowałam dla koleżanki kolczyki. No i jakoś tam po angielsku się dogadałyśmy, pytam, czy można płacić w euro, sprzedawczyni, że tak (bo nie wszędzie można było, a nie mieliśmy czasu wymienić pieniędzy), no i oglądam te kolczyki, mówię, że biorę, a ona wyciąga lusterko i każe mi je mierzyć. Nie chciało mi się tłumaczyć, że to nie dla mnie, więc przymierzyłam, a ona w tym czasie zagadała się z jakimś chłopakiem. Skończyła z nim gadać i znów do mnie, żebym przymierzyła i pokazuje mi to lusterko, na migi, myślała, że nie wiem, o co jej chodzi. ; D Tymczasem moment, kiedy je mierzyłam wcześniej, przegapiła. ;PAlbo ostatnio w Anglii, wlazłam na jakiś mur i siostra chciała zrobić mi zdjęcie, ale musiałam jeszcze poprawić spodnie. Chodnikiem obok przechodzili jacyś faceci i zaczęli krzyczeć (po angielsku) coś w stylu: "No! Jeszcze nogi popraw!". ;oAlbo - to już mniej śmieszne. Moja siostra, zanim do niej przyjechałam do Anglii, pochwaliła się wszystkim, że przyjeżdża do niej "mała siostra". Jestem od niej 12 lat młodsza, więc. ;P No i pewnego dnia, łażąc po sklepach, spotkałyśmy jej jakiegoś znajomego - Anglika. Ona mu mnie przedstawia, a on na mnie takim wzrokiem wyrażającym "wtf?" i mówi: "Small sister?". ; D Okazało się, że jak powiedziała mu, że to będzie "mała siostra", wyobrażał sobie jakąś 5-latkę. ; D Link to comment
jumisiek. Posted June 27, 2009 Posted June 27, 2009 Moja siostra, zanim do niej przyjechałam do Anglii, pochwaliła się wszystkim, że przyjeżdża do niej "mała siostra". Jestem od niej 12 lat młodsza, więc. ;P No i pewnego dnia, łażąc po sklepach, spotkałyśmy jej jakiegoś znajomego - Anglika. Ona mu mnie przedstawia, a on na mnie takim wzrokiem wyrażającym "wtf?" i mówi: "Small sister?". ; D Okazało się, że jak powiedziała mu, że to będzie "mała siostra", wyobrażał sobie jakąś 5-latkę. ; Dznam to samo! xDod lat pada tekst: "dude.. lil'sister? she? are u crazy!?" xD Link to comment
amcia Posted June 27, 2009 Posted June 27, 2009 Jak byłam w Londynie to obok domu mojego wujka mieszkali Hindusi i przez 4 dni zastanawiali się jak skosić trawę w pierwszym dniu chodzili cale popołudnie wśród tej trawy i myśleli. W drugim pani hinduska nożyczkami zaczęła obcinać poszczególne źdźbła. W 3 dniu 2 panów hindusów zaczęło sypać jakimś ziarnem a następnie polewać wodą. W 4 dzień odkryli kosiarkęTo tak zabawnie wyglądało;p Link to comment
polenta Posted June 27, 2009 Posted June 27, 2009 Jadę sobię z ojcem autobusem po Londynie. Zajmujemy sobie miejsca, przed nami dwóch polaczków po 25 lat około. Do pojazdu wchodzi monstrualna wręcz kobieta. Jeden do drugiego mówi- Ej, patrz, ale ta murzynka jest gruba! - Na co ona się odwraca i do niego - A chcesz w mordę? niezłeJak byłam w Londynie to obok domu mojego wujka mieszkali Hindusi i przez 4 dni zastanawiali się jak skosić trawę w pierwszym dniu chodzili cale popołudnie wśród tej trawy i myśleli. W drugim pani hinduska nożyczkami zaczęła obcinać poszczególne źdźbła. W 3 dniu 2 panów hindusów zaczęło sypać jakimś ziarnem a następnie polewać wodą. W 4 dzień odkryli kosiarkęło matko...co do Hindusów, moja koleżanka gdy jest poniżej 5 stopni zamarza w drodze do szkoły (dosłownie), i wraca do domu pod kocyk, wychodzi z pod niego jak jest conajmniej 10 stopni na ten moment nie przpominam sobie żadnych śmiesznych sytuacji, ale jak coś mi wpadnie to napiszę Link to comment
Lamia Posted July 6, 2009 Posted July 6, 2009 Supermarket we Włoszech ze szkolną grupą. Chłopcy, przyzwyczajeni do tego, że prawie nikt nas nie rozumie, standardowo zaczynają komentować wygląd klientki przed nami w kolejce. Link to comment
wolna_wola Posted July 7, 2009 Posted July 7, 2009 Kiedyś mi opowiadal kumpel, że jak był w Berlinie ze znajomymi to na obiad wybrali się do McDonalda i mieli smakę na frytki, a że oni niemieckiego sie nie uczyli to poszli na hadrdcore. Podchodzą do kasy i zaczynają sie produkowac: "Frytki..." dziwna mina kasjerki "Fritten..." kolejna mina wyrażając niezrozumienie "No te żólte!" Podniesiony nieco głos kolegi "No takie długie, żółte" gestykulacja rąk, wskazywanie palcem na różne obrazki gdzie frytki były pokazane. A kolesiówa po 2 minutach: "Pommes?" Pytająca mina kolegów i nagła,chóralna odpowiedz "Tak, Pompes" Potem znowu problem czy duże, czy małe, ale to szybko poszlo. Także dostali swe upragnione "Pompesy" Morał z tego taki, że języki to podstawa. Link to comment
CezuS Posted July 9, 2009 Posted July 9, 2009 W Finlandii:Moi znajomi siedzieli na mórku i grali na PSP. Podchodzi do nich starsza kobieta i zaczyna coś gadać, na co oni tłumaczyli jej ze stoickim spokojem:-No, spierda*aj, spierda*aj! A co u ciebie? Spierda*aj, spierda*aj!Druga sytuacja:Ci sami kumple na lotnisku (a niezłe z nich zboki) siedzieli i gadali o pewnej miejscowej:- Ale fajna du*a.- Ale bym se podymał....- Ciekawe czy jest dziewicą....- Zajebista jest....Po jakimś czasie laska wstała i kierowała się ku bliżej nieokreślonemu miejscu, a przechodząc koło nas powiedziała:- Dziękuje, nie wiedziałam, że jestem aż taka ładna. Link to comment
gosix Posted July 14, 2009 Posted July 14, 2009 we Włoszech szłam wieczorem przez miasto.. podszedł do mnie młody chłopak z jakimś biletem i załytał: "Disco?" Na początku nie wiedziałam co odpowiedziec, po chwili nadal zdezorientowana odpowiedziałam "No, no, gracje." Link to comment
foxey_lady Posted August 2, 2009 Posted August 2, 2009 Ja, będąc w Grecji zdziwiłam się otwartością Greków. Kiedy byłam w Atenach i łaziłam ze znajomymi po sklepach, często ktoś nas zagadywał, zdarzyło się, że przechodziłam koło jakiejś restauracji a jakiś Grek do mnie "you are beautiful". Albo inny, kiedy zapytaliśmy się o toaletę, wziął mnie pod rękę i zaprowadził prosto do wc xD albo np. jacyś Grecy, których się o coś pytałyśmy, zaprosili nas później na drinka. Z taką otwartością i serdecznością w Polsce się nie spotkałam.Ciekawe było też to, że na jednej z ulic pełnych sklepów typowych dla turystów, kiedy Grecy widzieli, że idą jacyś cudzoziemcy, stawali przed drzwiami i wołali "zapraszamy, tanio, tanio".Przeraziło mnie też to, że stereotyp o Polakach złodziejach, to tak naprawdę nie stereotyp kiedy zostawiłam przy basenie hotelowym kilka rzeczy (w tym dość drogi aparat), nikt mi tego nie wziął, chociaż kręciło się tam mnóstwo różnych Greków spoza hotelu. Tak samo było z moimi okularami i jakimiś innymi rzeczami znajomych, zostawionych innym razem. Za to, kiedy zjawiły się grupy z Polski (w tym moja) od razu słyszało się o jakichś kradzieżach. Link to comment
Peggy Brown Posted August 2, 2009 Posted August 2, 2009 Rok temu w Eseen poszłam na zakupy z kuzynką. Z racji że ona po polsku nie potrafi musiałyśmy między sobą rozmawiać po niemiecku. To był sklep z pamiątkami, oglądałyśmy i nagle sprzedawca do swojej żony k**wa kolejne, które oglądają a nie kupią. Tak strasznie śmiać mi się chciało, na co mu odpowiedziałam szanuj ojczysty język facet spalił takiego buraka. Link to comment
MarekNor Posted August 12, 2009 Posted August 12, 2009 Będąc w Madrycie, mnie i moich znajomych bardzo rozśmieszał fakt, jak ludzie reagowali na imię naszej koleżanki, Oli.Wytłumaczę: dla Polaków "Ola" to skrót od Aleksandry. Natomiast dla Hiszpanów (generalnie osób z krajów hiszpańskojęzycznych) "hola" (czyt. ola) oznacza po prostu powitanie, czyli nasze "cześć".Było wiele sytuacji, gdzie ludzie nie wierzyli, że tak można mieć na imię. Zdarzało się także, że wielokrotnie prosili ją o powtórzenie imienia- "bo chyba niedosłyszeli". Lecz najbardziej rozbawiła nas jedna sytuacja:Ktoś: ¿cómo te llamas? (jak się nazywasz?)Ola: Ola.Ktoś: Hola... ¿pero cómo te llamas? (cześć... ale jak się nazywasz?)Nie wiem, czy osoby nieznające hiszpańskiego załapały ten żart do końca. ; )Za to w Norwegii 'Ola' to imie meskie. Jedna taka polka jak tu przyjechala (a nazywa sie Ola) to wolala byc nazywana 'Aleksandra', bo sie robilo zamieszanie Albo jak zaczynalem sie uczyc norweskiego to mnie rozsmieszylo norweskie slowo 'pipa' (co znaczy fajka/komin) Link to comment
Pina Posted August 13, 2009 Posted August 13, 2009 Ja pamiętam jedną taką akcję. Byłam na obozie na Chorwacji. Pewnego dnia stałam z kumplami w kolejce. W tym sklepie był ogromny ruch,a jeszcze zwaliła się tam cała nasza grupa. Śmialismy, gadalismy i tak zabijaliśmy czekanie w kolejce. Ogólnie mielismy trochę świński humor i niezłą polewę z trzech średniego wieku babek, które kłóciły się o cos zapamietalae,chyba po hiszpańsku, o ile dobrze pokojarzylismy z kumplami. No i my tak z nich smiejemy, te babki w pewnym momencie podeszły do nas i zaczęły sie tak durnowato usmiechac do moich kumpli. Ja dusiłam się ze śmiechu, a oni nie wiedzieli,co robić ;D no i te babki zaczęły cos tam mówić łamaną angielszczyzną : - Boys ! Super boys! MOi kumple achhh, poczuli się jak Brad Pitt i tak też zaczęli się z nimi gadać i wdzięczyć i sypać, że oni z Poland i w ogóle;dno i babki :- O Poland ! Poland ! i tak sie przekrzykiwały . My laliśmy juz konkretnie ze smichu, a jak sie troche opanowalismy, to stwierdzilismy,że te 3 babki wrypały nam się w kolejkę wtedy już myslałam,że się autnetycznie tam skończe w tym sklepei > Link to comment
Wyrafinowana Posted August 17, 2009 Posted August 17, 2009 z ciekawostek jezykowych:glowny przystanek w dublinie "abbey street" po irlandzku to "sráid na mainistreach" - wymawiane brzmi jak "sraj na majstra" Link to comment
Tkaczens^ Posted August 17, 2009 Posted August 17, 2009 Będąc w Niemczech na jakichś tam saneczkach, koleś zaczął nawijać po niemiecku jak jechać żeby się nie zabić, koleżanka mówi do niego : My nie poniemaj hahaha. Wytłumaczył nam po engielsku i jakoś dojechałyśmy do celu , żywe ;] To jedna z takich śmieszniejszych. Miłe są te przywitania, ale ,tschus' już nie zniosę ... Oni śpiewają a nie mówią. Link to comment
mystery Posted August 17, 2009 Posted August 17, 2009 No to moje:sytuacja nr 1-czasy kiedy się jezdziło z mamusiąMoja matka cały czas zmuszała mnie żebym to ja załatwiała wszystko( bardzie zaawansowana znajomosc angielskiego), niemniej było to wybitnie denerwujące bo stała za moimi plecami i podrzucała co raz to głupsze pytania, zawsze miała jakies "ale" etc. W końcu się zbuntowałam, powiedziałam że skoro wszystko wie lepiej to niech sama załatwia, bo w końcu nie jest tak że nie zna tego angielskiego w ogóle. Matka zacisnęła zęby, powiedziała "no to sama załatwie" i z miną jestem-zdeterminowana-zeby-ci-udowodnic-ze-wiem-lepiej podeszła do blatu recepcjii.Wszystko byłoby dobrze gdyby nie zaczęła:"Good night!, I would like....."Sytuacja nr 2- opowiesc trochę przydługa ale...Pare tygodni temu, pociąg relacji Budapeszt-Nowy Sad. Ja + 3 koleżanki.Objuczone walizkami wpakowałyśmy się do odpowiedniego wagonu. Szybko zajęłyśmy sobie przedział, wpakowałyśmy walizy na górę, zmęczone doszczętnie padłysmy na fotele i obsrwujemy z niecierpliwoscią podróżnych, czy aby nikt sie nie przysiądzie. słyszymy już serbów, cieszymy się ze rozumiemy, poza tym wygląda na to ze nikt się nie dosiądzie bo: "w tym przedziale nie ma miejsca na walizki, chodzmy dalej". Pociąg zaczyna ruszać, wchodzi jakis Węgier, rozgląda się podejrzliwie. Siada, wstaję,znowu siada. Wiadać, że coś mu nie pasuje. W końcu pyta nas łamaną angielszczyzną czy to 1 czy 2 klasa. My z pełnym przekonaniem odpowiadamy ze 2, no oczywiscie. On się wychyla z przedziału, pogadał po madziarsku z kimś, wraca, zabiera plecak i wyprowadza nas z błędu. CAly wagon to 2 klasa ale ten jeden przedzialik, w samym srodku wagonu został jakimś cudem wyrózniony i jest w klasie 1. Zastanawiamy się co tu zrobić, udawać głupie, przeniesc się, napewno nie chcemy dopłacać. Biegamy po wagonie, szukamy wolnych miejsc.Na korytarzu sporo osób, słyszymy ze Serbów( więc wszystkie zachwycone). Jeden jegomość przechadza się po wagonie w te i w tamtą, krokiem władcy wszechświata. Zdjęta koszula, przewieszona przez ramię. Postura niedzwiedzia. Wielki wąs, fantazyjnie podkręcony. Nagi tors, kolczyki w sutkach.Bojówki & pasek z cwiekami.Patrzymy na siebie z kolezankami, jedna do drugiej puszcza oko, wszystkie myslimy to o tym samym ale tylko jedna powiedziała to na glos( za to dość głośno):-Eeeeej, on wygląda jak zywcem wyjęty z filmów Kusturicy!-Nooooo, po prostu nic tylko jugosłowiański partyzant.-nie noooo, jaki koooooooleśOczywiście parskamy śmiechem, nie to ze mamy cos złego na mysli, jesteśmy zachwycone, po prostu gość taki.. "klimatyczny".Na to on odwraca się, patrzy na nas i nienaganna polszczyzną zagaja " o, to Wy z Polski? Ja jestem pół polakiem, pół serbem.""My -szczęki w dół.'"Macie jakiś problem z przedziałem? nie ma sprawy, w naszym przedziale zawsze się znajdzie dla was miejsce"- tu zakrzyknął po serbsku, poustawiał kolegów i od tej pory miałyśmy miejsce. Miałysmy też konsultacje z serbskiego, zaproszenia, deklaracje dozgonnej przyjaźni,okrzyki zachwytu-ze to najwspanialsze odkrycie jego życia- polki znające serbski etc. wszystko to przez 8 godzin wspólnej drogi. I to nie koniec, ów jegomość mieszka w naszym mieście(kiedy nie jest w serbii), studiuje na naszym uniwersytecie... Generalnie nic tylko to podpisać: "I taki był początek pięknej przyjaźni' Sytuacja nr 3.Słowenka+Serb+ja+2 kolezanki polki.Jesteśmy w knajpie, wieczór, wino.Serb dolewa nam wina. W końcu nalewa koleżance, wino nalane do połowy kieliszka, koleżanka na to się podrywa i mówi "josz!". Serb się uśmiecha i leje dalej.K. na to "josz, josz!".Serb podnosi do góry brew, chichocze, powoli dolewa, już kieliszek mu się kończy.K: "Josz, josz!".Serb nie wie co ze sobą począć. W końcu ja się włączam:-Kasiu, a chcesz używać polsko-serbskiego czy serbskiego?Kasia nie pojęcia o co się czepiam, przynajmniej na to wygląda.-Wybacz, nieporozumienie- tu zwracam sie do serba- Wasze "josz'- to 'jeszcze" a nasze "już" wręcz odwrotnie.Serb najpierw oniemiał, później popłakał się ze śmiechu a na koniec nauczylismy K. odpowiedniego słowa na taka okazję- "dosta" Link to comment
ignorance Posted August 25, 2009 Posted August 25, 2009 to raczej nie było śmieszne, raczej cholernie miłe. (;byłam na zielonej szkole we Włoszech. dostawaliśmy czas wolny na mieście - chodziliśmy gdzie chcemy, a o którejśtam godzinie zbieraliśmy się w jednym miejscu, no wiadomo. ;p więc z dziewczynami ustaliłyśmy, że trzeba iść na pizzę. ;D wybrałyśmy małą knajpkę, bo miała normalne ceny i miłą obsługę. szef gadał po włosku, angielskiego nie umiał, więc dogadanie się z nim graniczyło z cudem.. w końcu zapytał - where are you from? - from Poland. na usłyszenie słowa "poland" szef zaczął się cieszył, powiedział "wait" i chwycił za telefon. coś tam gadał, gadał i nagle podaje mi słuchawkę ze szczerym uśmiechem, a ja 'halo?' a tam jakaś babka mi po polsku gadała jakąś promocję. ;D cholernie, cholernie miłe, naprawdę! no i może też śmieszniejsze, w każdym razie nas to rozbawiło. ;p wchodzimy z koleżankami do jakiejś knajpki, wystrój wnętrza - cudny i raczej nie na nasza kieszeń... :mrgreen: więc wychodzimy, i wtedy kelnerzy nas łapią za rękę i pokazują kieliszki i wino, zaciągają do środka i zaczynają je nalewać xd wtedy podchodzi do nich taki młody, uroczy chłopak - kurwa, one nie są pełnoletnie! drugi kelner - nie? a my wtedy - nie, nie! - ich miny - bezcenne. ;D Link to comment
Onsterfelijk Posted August 28, 2009 Posted August 28, 2009 Mieszkam w holendersko języcznej części Belgii. No i podchodzi do mnie ziomek z mapą w takim mieście jak Hasselt i sie pyta po holendersku jak ma dojechać do Houthalen i łamie język xD Ja mu płynnie odpowiadam, a ziomek do mnie, że przeprasza, ale nie rozumie. Widać, że nowo przybyty człowiek do roboty za granicą lub turysta xD No to ja sie go pytam czy mówi po angielsku, on, że tak. No to mówie mu po angielsku, potem sie go pytam skąd pochodzi, a on do mnie: "From Poland", a ja po polsku: "No i kurwa nie trzeba było tak od razu" xD Nie zapomne tego do końca życia xD Link to comment
Recommended Posts
Create an account or sign in to comment
You need to be a member in order to leave a comment
Create an account
Sign up for a new account in our community. It's easy!
Register a new accountSign in
Already have an account? Sign in here.
Sign In Now